Łączna liczba wyświetleń

sobota, 14 stycznia 2012

Śmiercionośne wirusy

               Wszystko zaczęło się 1 stycznia 1980 roku, kiedy Papin, 56-letni inżynier z Francji, odwiedził położoną na wzgórzu Elgon w dżungli kenijskiej Jaskinię Kitum. Tydzień później u Papina wystąpił narastający ból głowy. Wzrosła gorączka i zaczął wymiotować.

Oczy poczerwieniały, twarz, usiana purpurowymi wypryskami, pożółkła. Z czasem wypryski zsiniały, a twarz w dziwny sposób znieruchomiała. Papin stał się drażliwy i podniecony, jak gdyby dostał udaru mózgu. Bezradni lekarze wysłali go do Nairobi. W połowie lotu Papin zaczął wymiotować krwią, z nosa także sączyła się krew. Wirus próbował znaleźć nowego gospodarza ponieważ poprzedni już umierał. Twarz Papina zapadła się, ponieważ tkanka podskórna uległa rozpuszczeniu, ruchy stały się automatyczne, jako że część mózgu obumarła. Nerki przestały pracować, a wątroba rozkładała się jak u trupa.
            Po wylądowaniu Papin został przewieziony do szpitala. Tam zapadł w śpiączkę. Krwawią ze wszystkim jam ciała. Wyściółka jelitowa została wydalona przez odbyt, przy czym  dało się słyszeć odgłos przypominający dźwięk „dartej bawełny”. Papin umierał… żyjący w nim wirus szukał nowego gospodarza. Znalazł go w człowieku, który starał się pomóc choremu. Shem Musoke zaglądał do gardła pac jęta, próbując udrożnić drogi oddechowe, Papin zwymiotował prosto w jego twarz. Sam Papin zmarł następnego dnia, ale wirus ocalał. 10 dni później u doktora Musoke wystąpiły te same objawy……….
Wirus MARBURG

            Musoke i Papin zostali zaatakowani przez niszczycielskiego wirusa zwanego MARBURG. Wirus zabija jedną osobę na cztery zakażone, pochodzi z Afryki i jest wysoce zaraźliwy. Prace nad szczepionką cały czas trwają. Marburg należy do szczególnej grupy wirusów, określanych przez naukowców mianem „pojawiających się wirusów”. Zwane są tak ze względu na to, że niespodziewanie opuszczają swoje własne środowisko i atakują ludzi. Jednym z najbardziej znanych wirusów tej grupy jest HIV (wirus nabytego braku odporności). Najprawdopodobniej, głównym źródłem tych wirusów są kolonie małp w Afryce.



     W systemie stopniowania wirusów i ich szkodliwości, Marburg zajmuje najwyższe miejsce, czyli czwarty poziom. Dla porównania HIV klasyfikowany jest na poziomie drugim, podczas gdy poziom pierwszy zajmują wirusy wywołujące zwykłe przeziębienie. Pierwsze ogniska zachorowań na „chorobę marburską” wywołały sensację. W 1967 roku wirus ten zdziesiątkował pracowników fabryki szczepionek w Marburgu, w Niemczech. W zakładzie wykorzystywano komórki małp pochodzących z Ugandy. Jedna z małp była zarażona. Lekarze byli przerażeni tym co widzieli. Wirus zdawał się koncentrować w najbardziej zaskakujących miejscach – wewnątrz gałki ocznej i w jądrach. Na 31 osób zaatakowanych przez wirusa, siedem osób zmarło, zanim choroba zdążyła się rozprzestrzenić na dobre.

            Pomimo straszliwych objawów chorobowych, Marburg nie jest najbardziej śmiercionośnym wirusem na świecie. Dziewięć lat po odkryciu choroby marburskiej, w Sudanie, wystąpiły ogniska zachorowań wywołane przez znacznie groźniejszego wirusa. W lipcu 1976 r. zmarł sudański businessman, przy czym objawy chorobowe były bardzo podobne do choroby marburskiej. W krótkim czasie – wykazując te same objawy – zmarli jego współpracownicy. Choroba rozprzestrzeniała się w szybkim tempie. Wkrótce dotarła do miasteczka, w którym znajdował się szpital. Fatalne wyposażenie i ograniczone środki lecznicze spowodowały, że w niedługim czasie szpital upodobnił się do cmentarzyska.
Wskaźnik śmiertelności tego wirusa wynosił 50%. W obawie o swoje życie, mieszkańcy miasteczka rozpierzchli się po buszu. Pozbawiony żywiciela wirus wycofał się. Jednak, po dwóch miesiącach później, 800 km na zachód, w równikowych lasach północnego Zairu, pojawił się ponownie, niosąc jeszcze większe spustoszenie. Epicentrum epidemii stanowił szpital w Yambuku – prowadzona przez belgijskie zakonnice misja, w pobliżu rzeki Ebola. Choroba rozprzestrzeniała się błyskawicznie. Podobnie jak w Sudanie, szpital dysponował tylko kilkoma strzykawkami, którymi infekowano setki pacjentów. W ciągu kilku dni wirus opanował 55 okolicznych wiosek.
Zarządzono blokadę dróg, a żołnierzom rozkazano strzelać do każdego, kto próbowałby opuścić „skażony teren”. Wszystko to przypominało wydarzenia w Sudanie ale w jeszcze gorszej wersji. Tym razem tylko jedna osoba na dziesięć przeżyła.

            Wszystko skończyło się niespodziewanie. Wirus wycofał się, pozostawiając opustoszałe wioski. Lekarze nie wiedzieli co o tym sądzić. Udało im się zidentyfikować i nazwać wirusa – EBOLA ZAIR. Mniej śmiercionośną odmianę nazwano EBOLA SUDAN.

            Kolejny atak wirusa miał miejsce dopiero po 20 latach. W marcu 1995 r. Gaspar Menga, pracujący w dżungli niedaleko Kikwit w Zairze, wrócił do domu skarżąc się na złe samopoczucie. Gorączkował. 10 dni później wykrwawił się na śmierć, wskutek zakażenia jakąś nieznaną chorobą.  Następnie zmarł jego syn, potem brat i inni członkowie jego rodziny. W ciągu kilku tygodni wirus opanował Kikwit, a szpital przepełniony był beznadziejnymi przypadkami. Kiedy do miasteczka przybyła międzynarodowa grupa specjalistów, aby pomóc miejscowym lekarzom opanować epidemię, panika ogarnęła miasto. Aby zminimalizować ryzyko zakażenia, członkowie przybyłej grupy specjalistów wprowadzili dość orginalny sposób powitania, znany jako "uścisk dłoni z Kikwit", polegający na dotknięciu łokcia łokciem, co ograniczało bezpośrednie kontakty ludzi.
         Lekarze odkryli wkrótce, że rozprzestrzenianiu się wirusa sprzyjają wierzenia religijne ludności, istniał bowiem zwyczaj dotykania zwłok w czasie pogrzebu. Od tej pory zmarłych owijano syntetycznym pokrowcem i grzebano w wykopanych, masowych grobach. Epidemia trwała trzy miesiące. W tym czasie w Kikwit zmarły 244 osoby. Oznacza to, że dziesięciu  zakażonych pacjentów, ośmiu zmarło. W Kikwit - próbując ustalić źródło pochodzenia wirusa - Centrum do spraw Kontroli Chorób (CDC) w USA założyło laboratorium w dżungli gromadząc okazy roślin i owadów oraz pobierając krew zwierząt do dalszych badań. Dotychczas nie udało się odkryć pochodzenia wirusa. W przeszłości badania CDC przyczyniły się do zidentyfikowania innych śmiercionośnych wirusów, wśród których wystarczy wymienić chociażby wirusa gorączki krwotocznej krymsko - kongijskiej, wirusa Junin, choroby lasu Kyasanur i Machupo. Niekture z nich są niewiarygodnie rzadkie - zanotowano np. tylko trzy przypadki zakażenia wirusem Sabia, powodującym chorobę zwaną gorączką krwotoczną dorzecza Amazonki.
         Z inną rodziną śmiercionośnych wirusów jak HANTAVIRUSY po raz pierwszy człowiek zetknął się w czasie wojny koreańskiej, kiedy to w latach 1951 - 1954 zarażonych zostało 2500 amerykańskich żołnierzy, spośród których zmarło 121. Wirus nie charakteryzował się więc wysoką śmiertelnością. Zupełnie inaczej było w przypadku innego szczepu tej samej rodziny - SIN NOBRE, który zaatakował Nowy Meksyk w 1993 roku Wirus zabijał w ciągu kilku minut od wystąpienia pierwszych objawów. Jak na ironię ofiarami byli młodzi i zdrowi sportowcy.
Dzięki CDC odkryto źródło tego wirusa. Był nim gatunek pustynnego gryzonia - stąd możliwe było opanowanie sytuacji.

Źródłem Hantavirusów są gryzonie
SUPERWIRUS stworzony przez człowieka
        W 1992 chirudzy dokonali przeszczepu wątroby pawiana u 35-letniego męższyzny. Mogłoby się wydawać, że pobieranie potrzebnych organów od zwierząt stanowi wymarzone rozwiązanie. Jednakże, według Lisy Lange ze Stowarzyszenia Na Rzecz Traktowania Etycznego Zwierząt, "kedy wykorzystujemy organy naczelnych do celów transplantacji, przeprowadzone testy sprawdzają jedynie to, co już na dany temat wiemy, a nieznane i niebezpieczne choroby mogą w czasie tych testów się nie ujawnić. Wirusy mogą dokonać wymiany materiału genetycznego z ludzkim DNA, co zaowocuje powstaniem superwirusa, z którym nie będziemy w stanie walczyć". Ten dramatyczny scenariusz został złagodzony przez Radę Nuffield do Spraw Bioetyki, która zajmuje się problemami etycznymi związanymi z przeszczepianiem narządów zwierząt ludziom. Chociaż jej członkowie zgadzają się, że za pośrednictwem organów przeszczepionych od naczelnych może dojść do rozprzestrzeniania śmiertelnych i trudnych do opanowania chorób, wierzą jednak, że jest możliwe opracowanie odpowiednich metod identyfikacji organizmów, a tym samym bezpieczne przeszczepy.
   Na zakończenie jeszcze kilka słow o wirusie EBOLA.
Symptomy u chorego:
  • 1 - 6 dzień - ból głowy i gardła. W naczyniach krwionośnych tworzą się zakrzepy, które powodują zwolnienie przepływu krwi do głównych narządów. Na skórze pojawiają się czerwone wykwity. Skóra pokrywa się białymi pęcherzami.
  • 7 - 10 dzień - krwawienie z jamy ustnej, dziąseł i gruczołów ślinowych. Śluzówka języka, gardła i tchawicy przesuwa się w stronę płuc lub zostaje oderwana podczas krwotocznych wymiotów. Występuje opuchlizna jąder, które ponadto czerwienieją. U kobiet, wargi sromowe stają się czarne lub sinieją. Następuje poronienie u ciężarnych. Następuje zniszczenie wątroby. nerki przestają pracować, a do krwi przedostaje się mocz. Śledziona twardnieje i urasta do rozmiarów piłki baseballowej.
  • 11 - 13 dzień - gałki oczne wypełniają się krwią. Z oczu może sączyć się krew. Miąższ serca mięknie i następuje krwotok wewnętrzny. Jama klatki piersiowej wypełnia się krwią. Wyściółka jelita odrywa się i zostaje wydalona na zewnątrz przez odbyt. W czasie agonii występuje napad silnych drgawek, a rozrzucane szeroko kończyny rozbryzgują wokół zainfekowaną krew.


Źródło: Faktor X